ferry ferry
671
BLOG

Bezczelność + manipulacja = marketing

ferry ferry Rozmaitości Obserwuj notkę 1

Przyjrzyjmy się poniższym ulotkom reklamowym:

 

Bezczelność + manipulacja = marketing Bezczelność + manipulacja = marketing

Wielkimi cyframi została napisana cena. Cena jednej raty. Na pierwszy rzut oka każdemu z nas wydaje się, że to cena całości produktu. Oczywiście to nas najbardziej interesuje! Tymczasem sklepy bawią się w manipulację i robienie złudzeń. Oto przed nami laptop/telewizor lcd/kino domowe/skuter itd. za 111 zł! Zaraz.... obok, drobnym maczkiem, nagle zauważamy jakieś inne cyfry... 1999 zł??? Tak. To co najważniejsze, zostało zeochnięte na drugi plan. No i komu to służy? Czy autorzy tych superpromocyjnych reklam mają nas - klilentów - za idiotów? A może za naiwniaków? Przecież i tak każdy szybko orientuje się w szczegółach i już po chwili widzi cenę za całość, nawet gdyby była napisana do góry nogami. 

 

Tutaj mamy kolejny przykład wielkiej super promocji:

 

Bezczelność + manipulacja = marketing

 

Taaaa jasne. raty 0% bez żadnych kosztów. Ilekroć coś kupowałem na raty w Media Expert lub Neonecie, zawsze kwota kredytu była oprocentowana. ZAWSZE! Kupujesz coś za 2000 zł, musisz spłacić 2500 zł. Im większa kwota, tym większy procent. Banki narzucają nam obowiązkową opłatę ubezpieczenia w razie wypadku lub śmierci, w razie niespłacenia wszystkich rat itd. Tutaj rzeczywiście sklep już nie ma nic do tego, bo wszelkie rozliczenia załatwia z nami już bank, w którym sklep wziął na nas kredyt. 

Jednak najciekawsze rzeczy zaczynają się w Kauflandzie.

Bezczelność + manipulacja = marketing

"Jeżeli stoisz w kolejce dłużej niż 5 minut, zgłoś nam to w punkcie informacji, a otrzymasz drobny prezent". Nic takiego nigdy nie ma miejsca. Pracownicy mówią, że to nie oni o tym decydują, a kierownika zawsze akurat nie ma itd.

Przeceny i promocje. Gdy ostatnio w Kauflandzie byłą promocja na słodzik (przeceniony z 5 zł na 2 zł), bardzo trudno było go znaleźć na półkach. Pracownice na informacji twierdziły, że "widocznie jeszcze nie przyszła partia towaru", lub "może już został wykupiony". Dalej idę poszukać i widzę poszukiwany produkt schowany za... innymi, droższymi! Schowany z tyłu. To jeszcze nie koniec. Akurat wszystkie czytniki cen są zepsute, a na półce nie ma nawet ceny.... I to nie pierwszy raz! Mające być w promocji artykuły biurowe, herbaty, kawa, jogurty, płatki kukurydziane itd. bardzo często w tym sklepie w dniach będących promocyjnymi, z obniżoną ceną za towar, tej właśnie ceny trzeba szukać... Bo na półkach jej nagle nie ma!!! Albo jest wciśnięta cena od droższego produktu innej marki, a jest ona napisana drobnym drukiem. (nazwa marki). Produkty które są cały czas tanie, są zazwyczaj chowane za jakimiś kartonami, czy innymi śmieciami. Ceny są pozakrywane, albo pourywane. Ciężko dojść do tego, co jest marki K-Classic, a co jest marki np. Danone. Bo na cenach nie zawsze jest napisana nazwa producenta, albo tak napisana, że ciężko ją zauważyć. Inna rewelacja: folia na smartfona oznaczona ceną 6.99 zł. Na wszelki wypadek robię zdjęcie, gdyby coś później sięnie zgadzało. No i miałem racje: na paragonie wybiło mi cenę: 15.99 zł! Zapytawszy w informacji dlaczego wprowadzają ludzi w błąd, pokazałem również zrobione zdjęcie na półce. Dziewczyna na informacji się zakłopotała, gdzieś zadzwoniła... i powiedziała, że to jest już dawno nieaktualna cena i że powinno jej już tam nie być. Przeprosiła i zwróciła mi pieniądze. Ale to już nie pierwszy i nie ostatni raz. Czasem udaje się zażądać zwrotu gotówki jeszcze przy kasie, ale kasjerki robią wtedy skwaszone miny, bo jak ktoś śmie im zwracać uwagę, że klienci są wprowadzani w błąd innymi cenami na półce, a innymi przy kasie?? Ktoś powie: sprawdzaj cenę na czytniku. No dobra, ale często albo czytniki nie działają, albo człowiek w pośpiechu po prostu wrzuca produkt do wózka i pędzi do kasy. A więc mamy tak sprawdzać każdą rzecz pojedyńczo przy czytniku? 

Warto również zwrócić uwagę na bardzo duże przeceny produktów mlecznych, mięsnych i ogólnie takich z neizbyt długim terminem ważności. Coraz częściej stosowaną praktyką jest naklejanie nowej ceny na... no właśnie. Na miejscu podanego terminu do spożycia. Żeby go zobaczyć trzeba zerwać kawałek ceny, ale jakoś dziwnym trafem zawsze termin ważności zakrywa kod kreskowy, a nie cena... Chyba że kupisz to w ciemno, a potem poczujesz w ustach skwaśniały, zjełczały jogurt, albo śmierdząće mięso. Oto jak sklepy o nas dbają! Drodzy Klienci! Szanowni Państwo! "Tylko teraz i specjalnie dla was" obniżiliśmy ceny blablabla. Rzygam już tym w kółko powtarzanym chwaleniem się każdego marketu, jakoby każdy z nich miał "najniższe ceny". Nie będę tu robił darmowej reklamy sklepom, w których jest faktycznie najtaniej. Jeśli regularnie chodzicie na zakupy, to wiecie co gdzie jest najtańsze :)

Powróćmy jeszcze do manipulacji. Najtańsze (co wcale nie znaczy, że najgorsze!) produkty są ZAWSZE położone NAJNIŻEJ. Zawsze na wysokości i zasięgu wzroku mamy poukładane najdroższe rzeczy. Też mi problem, kucnąć, schylić się i znaleźć tańszy odpowiednik...

 

W aptekach wcale nie jest lepiej. W każdej co prawda wisi karteczka informująca dumnie, że "farmaceuta ma obowiązek poinformować pacjenta o tańszym zamienniku leku". Taaaa, chyba w teorii. Baaaardzo rzadko tak się zdarza. Nie pamiętam nawet kiedy aptekarz SAM, Z WŁASNEJ WOLI poinformował mnie o tańszym odpowiedniku! Zawsze dowiaduję się o tym z internetu, od znajomych, albo od rodziny. Nawet lekarze rżną głupa i nie mówią o tańszych zamiennikach. Pół roku temu szukałem w aptece najtańszwego paracetamolu, aptekarka twierdziła, że go nie mają. Chciała mi wcisnąć drogi APAP ponad 5 zl za 6 tabletek. Jednak zauważyłem schowane gdzieś za doniczką na półce opakowanie szukanego specyfiku. Aptekarka zmieszała się, powiedziała, że majątylko duże tabletki po 1 g, a tych po 500 mg z tego najtańszego nie ma. I wziąłem to co było.

Bezczelność + manipulacja = marketing

Częstym przykładem jest również przepisywanie przez lekarza i oczywiśćie równie zawzięcie przytakiwane przez aptekarza, "dorzucanie " do antybiotyku kapsułek na florę jelitową. Przeróżne tableteczki, ktorych nazwa kończy się na "fil", lub zaczyna na "Lac", bądź po prostu zawiera w sobie ww. słowa. Lacidofil,  Trilac, Dicloflor. Oczywiście zawsze lekarz musi przepisać te najdroższe, za 30 lub 40 zł, podczas gdy są przecież nawet po 7 zł. Ale co najlepsze, to te pałeczki kwasu mlekowego mamy.... w jogurtach i kefirach! Znacznie szybciej wchłaniają się do przewodu pokarmowego i chronią go przed antybiotykami! Ale aptekarze zawsze stają na głowie, żeby nas na siłę przekonać, że jogurt i kefir nic nie pomaga, a tylko ich lacidoflorofil jest eliksirem na florę jelitową.

Mało tego. W Kauflandzie kupiłem tabletki z białej morwy za 10 zł opakowanie 180 tabletek). Dokładnie ten sam produkt, tego samego producenta, ta sama ilość tabletek itd. w aptece jest po... 29 zł! I zgadnijcie co mi lekarz o tym powiedział? Żeby kupować to tylko w aptekach, w żądnych marketach, "bo to nie to samo". Ale jak to, przecież ten sam producent, tylko cena trzy razy niższa! A ten znowu swoje. Że w marketach to są "podróby", a w aptekach tylko oryginały, przetestowane i przebadane. Identycznie z suplementami i odzywkami typu kreatyna. Ta sama kreatyna firmy Olimp kosztuje znacznie więcej w aptece, a o wiele mniej w sklepach z suplementami. Lekarz odpowiedział wiadomym argumentem: "Ale te ze sklepu z odżywkami to są niewiadomego pochodzenia, bezpieczniej jest kupować je tylko w aptece". Wniosek jest bardzo prosty: doktorek chce dać zarobić farmaceutom. Dla przykładu niedawno w Aptece kupiłem węgiel leczniczy za 12 zł 20 tabletek. Dwa tygodnie później znalazłem w Kauflandzie inny węgiel (co prawda innego producenta, ale co z tego?) za 8 zł 30 tabletek. A więc według lekarza jest to gorszy węgiel, nieznanego pochodzenia, trujący, szkodzący itd., bo jest z marketu, a nie z apteki? :D Wapno musujące w aptece - 6 zł. W każdym markecie - 3 zł. Ta sama ilość.Inny producent.

Nie ma się co śmiać. Żyjemy w biednym kraju, trzeba kombinować żeby wypłaty wystarczało od pierwszego do pierwszego, dlatego człowiek szuka jak najtańszych produktów. Mówię jak jest.

Śmieszą mnie ci, którzy śmieją się z ludzi kupujących w dyskontach. Twierdzą, że tam jest syf i gówno. No dobra, ale jeśli np. w Biedronce TA SAMA Coca-Cola kosztuje w 0,3 l puszce 99 grosdzy, a w takim np. Fiampie czy innym pawiloniku pod którym zbierają się pijane menele, kosztuje 2,50 zł, to znaczy, że ta z Biedronki jest podrobiona ? A więc robicie zakupy w Fiampie, Żabce, Jokerze, Asie itd.?  Tyle MARKOWYCH produktów w Lidlu, Biedronce, Netto, Kauflandzie czy Tesco jest w znacznie niższych cenach, ale wy i tak powiecie, że tam kupuje tylko "biedota i patologia". Heloł! Słuchawki Philips w sklepie RTV kosztują 80 zł - natomiast czasami w marketach są promocje, że TE SAME SŁUCHAWKI Philips kosztują tam 40 zł! I co powiecie? Biedronka i Lidl pewnie celowo pogorszyli jakość tych słuchawek, bo to nienormalne, żeby tak tanio tam kosztowały? 

ferry
O mnie ferry

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości